wtorek, 19 stycznia 2021

SUPERSHAKE


                                                SUPERSHAKE ???


Dzisiaj będzie trochę nietypowo, ponieważ nie będzie o książkach. Pragnę się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami o czymś, co wydaje się mi czymś fajnym i dobrym dla naszego ciała i zdrowia.



„W zdrowym ciele zdrowy duch” - to powiedzenie rzymskiego poety Juwenalisa z Akwinum. Rzeczywistość, w której przyszło nam żyć, nie jest łatwa, szczególnie teraz w dobie koronawirusa. Ograniczenia, którymi jesteśmy obciążeni oraz świadomość istniejącego zagrożenia, powodują, że częściej żyjemy w stresie i zapominamy o wielu ważnych dla naszego dobra sprawach. A wiadomo przecież, że w dużej mierze to jak się czujemy i funkcjonujemy na co dzień, zależy od nas samych. Ogromne znaczenie, oprócz oczywiście aktywności fizycznej i odpowiedniej ilości snu, ma na to nasz sposób odżywiania się. Nie zawsze bowiem zdajemy sobie sprawę z bardzo ważnego faktu. Otóż, organizm człowieka, aby mógł prawidłowo funkcjonować, każdego dnia potrzebuje odpowiedniej ilości witamin i minerałów.



Większość z nas to osoby zabiegane, które nie mają zbyt dużo wolnego czasu. A jeśli już znajdzie się jakaś wolna chwila, wolimy raczej odpocząć, poczytać książkę czy też może obejrzeć dobry film. Nikomu z nas chyba nie chce się liczyć ilości spożytych kalorii, ani też zastanawiać się, czy dostarczył swojemu organizmowi wszystkiego, co jest mu potrzebne. Niekiedy prowadzi to niestety do sytuacji, które burzą nasz komfort psychiczny, a co za tym idzie do niezadowolenia z samego siebie.


Chyba każdy z nas próbował choćby jeden jedyny raz stosować różnego rodzaju diety, których bardzo wiele dostępnych jest na rynku. Jednak ich stosowanie nie rzadko wymaga od nas poświęcenia im sporo czasu oraz wysiłku. Efekty zaś, trudno zauważyć. Dlatego też chcę Wam dzisiaj trochę opowiedzieć o SuperShake. Jest to produkt, który przeznaczony jest zarówno dla tych, którzy chcą zrzucić zbędne kilogramy, jak i dla tych tych, którzy pragną w jednym posiłku dostarczyć swojemu organizmowi wszystko, co jest mu potrzebne. Bo tym właśnie jest SuperShake. Zbilansowanym posiłkiem, bogatym we wszystko, co jest ważne dla naszego organizmu. Każda porcja SuperShake zawiera dużą porcję składników odżywczych, jest bogata w białko i błonnik, a także zawiera zdrowe tłuszcze oraz 23 niezbędne witaminy i minerały. Jedna porcja spożytego SuperShake daje uczucie sytości nawet do 4 godzin. Do wyboru mamy dwa smaki: waniliowy oraz czekoladowy. 


Ktoś z Was może spytać co ja takiego widzę w tym SuperShake ? Już spieszę z odpowiedzią. Przede wszystkim to, że zastępuje posiłek i dostarcza organizmowi wszystkiego co mu trzeba. Ci z Was, którzy mnie znają, mogą powiedzieć, że mi jest to niepotrzebne, ponieważ jestem szczupła, a nawet chuda. No i co z tego? Nie muszę się odchudzać, aby włączyć SuperShake do swojej diety. SuperShake po pierwsze da mi uczucie sytości, co pozwoli mi na niepodjadanie pomiędzy posiłkami ( szczególnie słodyczy, które uwielbiam ), a oprócz tego moja dieta będzie uzupełniona tym, czego mój organizm potrzebuje. Jeśli dalej macie wątpliwości, to pragnę Wam powiedzieć, że SuperShake skomponowany jest z wysokiej jakości składników naturalnego pochodzenia. I tak: białko pozyskiwane jest z grochu oraz fasoli Faba czyli bobu. Błonnik z kolei otrzymywany jest z kukurydzy, cykorii, a także z bobu. Tłuszcze zawarte w nim to nic innego jak olej słonecznikowy, a słodycz SuperShake pochodzi ze stewii ( zdrowszy zamiennik cukru ). Oprócz tego bogactwo witamin oraz minerałów. Podsumowując: SuperShake, to pełnowartościowy posiłek praktycznie dla każdego.



Na koniec, jeśli ktoś oczywiście dotarł do tego momentu, zdradzę Wam, że jeszcze go nie próbowałam, ale zamierzam skorzystać z jego dobroczynnych mocy. Może ktoś z Was również spróbuje i zechce podzielić się ze mną swoimi wrażeniami? Jeśli jesteś zainteresowana/y kliknij w link poniżej lub skontaktuj się bezpośrednio ze mną. Podpowiem Ci, co można zrobić, aby zakupy nie nadwyrężyły Twojego portfela.

 https://pl.oriflame.com/products/digital-catalogue-current?store=3346512


 

poniedziałek, 6 lipca 2020

Elżbieta Sidorowicz "Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności"



Elżbieta Sidorowicz „Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności”

Czym jest życie? Czy możemy porównać je do tabliczki czekolady, w której kostki są równiutko poukładane jedna obok drugiej ? Bardzo szybko można te kostki połamać na drobne kawałki. Trudno potem złożyć je w jednolitą całość. Pozostaną pęknięcia i szczeliny, które będą przypominać, że już nie jest to idealna tabliczka czekolady.


Ania, to typowa nastolatka. Ma cudownych, kochających rodziców, którzy pozwalają jej rozwijać swoje pasje i zainteresowania. Dziewczyna chodzi do szkoły plastycznej, w której rozwija swe zamiłowanie do malarstwa. Kocha również konie, dlatego też wakacje spędza na obozach jeździeckich. Wydaje się, że tej kochającej się rodzinie nic więcej już nie trzeba. Zawsze jednak jest jeszcze coś , co pozostaje w sferze marzeń. Takim marzeniem dla rodziny Kielanowiczów jest dom. Jasny dom z ogrodem. W końcu i to marzenie miało zostać zrealizowane. Rodzice Ani kupili dom, jednakże musieli najpierw zająć się jego remontem, ponieważ daleko mu było jeszcze do tego z marzeń. Pan Kielanowicz z zapałem zabrał się do pracy. Burzył jedne ściany, by w ich miejsce postawić nowe. Wszystko pięknie zaplanował i krok po kroku dom nabierał nowego blasku. Ania była z tego powodu bardzo szczęśliwa. Jednak pewnego dnia życie i szczęście Ani legło w gruzach. Została na tym świecie sama. W jednym momencie jej kochana mama i tato byli, a w następnym już nie. Wypadek samochodowy, któremu ulegli, zabrał ich oboje jednocześnie. Czy z tak ogromną stratą można się pogodzić i dalej żyć? Dlaczego tak się stało? Te i wiele innych pytań pozostały dla niej bez odpowiedzi.



„Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności” to powieść, która budzi w czytelniku szereg różnych emocji. Czytając ją niejednokrotnie płakałam, ale także uśmiechałam się. Były momenty, w których zastanawiałam się, czy sama będąc w podobnej sytuacji dałabym radę podnieść się i żyć dalej. Autorka umiejętnie pokazała jak trudno jest zacząć układać życie od podstaw. Jak ogromne znaczenie ma dla człowieka obecność kogoś życzliwego, kto nas zrozumie, ale także, że chwile sam na sam z samym sobą, są również ważne i potrzebne. Ból i cierpienie obok szczęścia i radości. Czy to wszystko można pogodzić? Jakże to się wydaje trudne i nieosiągalne niekiedy. Co trzeba zrobić, by pomimo wszystko dalej żyć i funkcjonować? 



Ania to bohaterka, która postanawia, że pomimo narastających przed nią trudności spróbuje podjąć tą walkę. Wybiera drogę, która jest bardzo wyboista i wymaga od niej ogromu siły i samozaparcia, aby osiągnąć zamierzony cel. Zalicza niejeden upadek. Spotyka na swej drodze ludzi, którzy pragną jej pomóc przetrwać i przywrócić radość życia. Nie jest to jednak łatwe. Dziewczyna jest dumna i jednocześnie uparta. Pragnie zrealizować marzenie, które było marzeniem nie tylko jej, ale także nieżyjących już rodziców. Czy zdoła tego dokonać? Czy ból po ich stracie zawsze będzie tak intensywny? Czy już na zawsze pozostanie sama? Wiele pytań kotłuje się w jej głowie i tylko przyszłość pokaże, czy niemożliwe może stać się możliwe. 

Zachęcam każdego do sięgnięcia po książkę „Okruchy gorzkiej czekolady. Morze ciemności”. Jest to powieść, która pokazuje, że życie pomimo wszystko toczy się dalej. Jedni umierają, gdzieś obok rodzi się nowe życie. Kwiaty przekwitają, by ponownie zakwitnąć. Jest to książka o sile, która drzemie na dnie duszy każdego człowieka. Sile przetrwania pomimo wszystko.

Wydawnictwo ZYSK I S-KA


poniedziałek, 27 kwietnia 2020

Poniedziałkowe zmagania

Poniedziałek

I tak oto pierwszy dzień nowego tygodnia za nami. Zdawałoby się, że po dwudniowym odpoczynku od lekcji, dzieci powinny go rozpocząć chociażby z namiastką energii. Niestety nie u nas. Ala oświadczyła, że ona nie wstaje, ponieważ nie chce już robić lekcji w domu. Ona chce iść do szkoły. Basia z kolei, jak każdego dnia zresztą, oświadczyła, że jeszcze się nie  wyspała. w końcu jednak zwlokły się z łóżka i dotarły do kuchni na śniadanie. Trwało to dosyć długo, ale ogarnęły się. Po śniadanku nadszedł czas na rozpoczęcie lekcji. Młodsza zaczęła oczywiście od narzekania, dlaczego tak dużo. Narzekania i jęki trwały w zasadzie przez większość czasu, który był poświęcony na szczytny cel jakim jest zdobywanie wiedzy.Będąc w wieku niecałych ośmiu lat nie docenia się jednak w pełni tego, że nauka to "potęgi klucz". Ala z kolei cierpliwie czekała, aż któryś z nauczycieli przyśle informacje co należy zrobić. Doczekała się około piętnastej. Wcześniej zdążyła poćwiczyć pisownie liczebników w języku angielskim i wykonać pracę plastyczną. Powód do narzekań na złośliwość losu oczywiście również znalazła. Dlaczego pan od matematyki wysyła tak późno. Popołudnie to przecież nie pora na odrabianie lekcji, ale czas na odpoczynek i zabawę. Mimo wszystko udało nam się dzisiaj sporo zrobić, więc jakiś tam sukces mamy na swoim koncie.


Późnym popołudniem udało nam się wyjść do lasu. Naszym celem było dzisiaj rozpoczęcie treningu biegania przez moje pociechy. Kolejny sukces zaliczony. Pierwszy dzień z bieganiem w tle zaliczony. Potem można już było spokojnie spacerować i zachwycać się otaczającą nas przyrodą. To zachwycanie się zostawiłam dziewczynkom i mamie, a sama ruszyłam by wykonać swój trening. Podsumowując zaliczyłam je dwa. Mam nadzieję, że jutro dam radę chodzić.


Po dwóch tygodniach przerwy ( tydzień na L4, ponieważ mój kręgosłup odmówił współpracy i tydzień urlopu) wracam do pracy. Szczerze mówiąc nie bardzo mam ochotę, bo jakby nie patrzeć dobrze mi z tymi moimi babami w domu. No i co tu dużo gadać, miałam więcej czasu na swoje przyjemności oraz mogłam w końcu ogarnąć trochę konkretniej mieszkanie. Pracować jednak trzeba. Siła wyższa i już. Żyć za coś trzeba, rachunki opłacić także i od czasu do czasu kupić jakąś książkę albo dwie. Właśnie. Jeśli chodzi o książki, to czekam na paczkę z Empiku. Mieli super promocje na powieści Anny Sakowicz i nie tylko. Już na samą myśl dziób mi się uśmiecha, że za dzień lub dwa moja domowa biblioteczka wzbogaci się o kilka tytułów. Teraz pozostaje mi tylko dobrze rozplanować czas, by wystarczyło go na czytanie. O, i prawie zapomniałam o kończeniu mojej szydełkowej spódnicy, a chciałabym tego lata jeszcze wybrać się w niej na spacer. Może dam radę ogarnąć to wszystko. Słoneczko świeci na niebie teraz coraz dłużej, a więc i zapału do działania jest więcej. 


 

niedziela, 26 kwietnia 2020

Niedziela

Leniwa niedziela


Niedziela, a właściwie leniwa niedziela. Po wspólnym rodzinnym śniadanku i ugotowaniu tradycyjnego, niedzielnego rosołku ( specjalnie dla starszej córki, która go uwielbia ) zasiadłam z szydełkiem w ręku. Mam szczery aby zapał, aby w końcu skończyć robienie spódnicy. Pracę nad nią rozpoczęłam ubiegłego lata, ale niestety przez okres jesienno - zimowy zabrakło jakoś na,nią czasu. Był to zresztą dla mnie bardzo intensywny czas w życiu osobistym. Wiele się wydarzyło i dużo zmian nastąpiło. Towarzyszyło mi przy tym wiele emocji, niestety nie zawsze pozytywnych. Koniec końców jest taki, że zmiany wyszły mi, a właściwie całej mojej rodzince na dobre. Co najważniejsze, odizolowałam się od osób, które były dla mnie toksyczne. Już sam ten fakt podziałał na mnie bardzo pozytywnie. Przekonałam się też na kim mogę polegać oraz, że niekiedy dostajemy kopa w tyłek od tych, od których w ogóle się tego nie spodziewamy. Cóż, życie bywa niekiedy okrutnie zaskakujące.Wracając jednak do mojej szydełkowej spódnicy, to nie mogłam się jakoś skupić dzisiaj na liczeniu oczek i słupków. Doszłam do wniosku, że dzisiaj jest jednak dzień na czytanie. jakiś czas temu rozpoczęłam książkę Magdaleny Skubisz "LO story". Książka raczej skierowana do młodzieży, ale od czasu do czasu lubię poczytać tego typu literaturę.


 Pamiętam, że w ubiegłym roku nie mogłam oderwać się od serii książek Cassandry Clare. Cała seria jeśli dobrze pamiętam to "Dary Anioła". "LO story" to czteroczęściowy cykl. Jak na razie jestem jakoś w połowie pierwszej części i muszę powiedzieć, że dobrze się ją czyta. Gorzej niestety z recenzjami. Jakoś trudno mi się do nich zabrać. Jedna jest napisana, ale na papierze i  nie  chce sam do kompa wskoczyć. Do kolejnej mam rozpisany plan i nic poza tym. 

Ostatnio mam właśnie ochotę na takie luźne teksty o niczym i o wszystkim. Ale jak mówi moja kochana przewodniczka, która wprowadziła mnie w świat blogowania, dobrze jest pisać cokolwiek każdego dnia, aby ćwiczyć tę niezwykłą umiejętność przelewania myśli na papier. Chętnie spotkałabym się z nią w końcu na kawce i pogadała, ale panoszący się dookoła koronawirus, uniemożliwia to. Cóż, trzeba cierpliwie czekać. Kiedyś chyba to się w końcu skończy, a co za tym idzie znikną także ograniczenia, które aktualnie mamy. 

Niedziela. Dla mnie to czas wolny po całym tygodniu codziennych obowiązków. Wydaje się, że czasu jest dużo, a jednak ucieka on w zastraszającym tempie. Mam wrażenie, że akurat ten dzień mija szybciej niż np. poniedziałek czy jakikolwiek inny dzień tygodnia. Nie wiem dlaczego, ale właśnie w niedzielę moje dzieci jakoś nie chcą iść do lasu na spacer, a każdego innego dnia robią to bardzo chętnie. Może dlatego tak jest, ponieważ dzisiaj robią to, na co mają ochotę, a nie to co muszą? W końcu dzieci także mają prawo wyboru. Zresztą ja sama jakoś nie mam ochoty nigdzie wychodzić. Widocznie jakoś tak mamy, a skoro nam to pasuje, to dlaczego robić coś na siłę ? Jako, że pogoda jest ładna, słoneczko świeci, okna pootwierane. Świeżego powietrza nam nie brakuje. Minusem jest tylko to, że nie pachnie tak pięknie jak w lesie. Śpiewają nam za to ptaszki za oknem i też jest przyjemnie. Na dzisiaj to chyba tyle. Biorę się za czytanie. Jestem ciekawa co się dzieje u "moich" licealistów. Niedzielo trwaj...


sobota, 25 kwietnia 2020

Przemyślenia

Codzienność w dobie koronawirusa


Jak  tu żyć i funkcjonować?  A no jakoś trzeba. Po powrocie z pracy, albo przed jej rozpoczęciem trzeba ( albo i nie, jak kto uważa ) popracować z dziećmi i przerobić z nimi zadany na dany dzień materiał przesłany przez nauczycieli. Jestem w tej dobrej sytuacji, że mamy w domu babcię, która jest dla nas ogromnym wsparciem w tym nietypowym czasie. Pomaga zarówno przy lekcjach, jak i codziennych obowiązkach domowych. Dzięki temu jest mi dużo łatwiej. Nie ma też problemu z opieką nad dziewczynkami gdy wyruszam do pracy. Wsparciem jest również mąż, który po całym tygodniu nieobecności wraca do nas na weekend. Ogólnie rzecz biorąc nie powinnam zbytnio narzekać, jednak czas, który mogłam wcześniej poświęcić na swoje przyjemności znacznie się skurczył. Zdarzają się dni, kiedy to nie ma szans, aby wziąć książkę do ręki, a tym bardziej przeczytać choćby kilka stron. Nie wspomnę nawet o pisaniu recenzji. Jak już się znajdzie wolna chwila, to brakuje z kolei chęci i sił, by siąść do pisania. Całe szczęście, że możemy chociaż wyjść do lasu na spacer. Dziewczynki mają możliwość pozbycia się nadmiernej energii, a ja i mama odpoczywamy. Dobrotliwe działanie świeżego powietrza dodaje pozytywnej energii, a otaczająca nas przyroda, która cudownie budzi się do życia, pozwala wyciszyć się i zapomnieć na moment o utrudnieniach, jakie zgotował nam koronawirus. 


Minusem i to ogromnym ( przynajmniej dla mnie ) jest to, że córki nie chodzą do szkoły. I nie chodzi mi o to, że są cały dzień w domu. Widzę po prostu, że brakuje mi wiedzy, którą mają nauczyciele i nie potrafię w odpowiedni sposób wytłumaczyć tego, co powinny się nauczyć. Nie zmienia to faktu, że działamy i regularnie pracujemy. Mam nadzieję, że po powrocie do szkoły nie będą miały zbyt dużych braków. Czas pokaże. Staram się sprostać zaistniałej sytuacji, ale nie zawsze jest to łatwe i nie wygląda tak jakbym chciała. Cóż, taka, a nie inna rzeczywistość i trzeba się jakoś dostosować. Powoli małymi krokami idziemy do przodu. Czasem wolniej, czasem szybciej. Nie stoimy na szczęście w jednym miejscu. 


Kilka dni temu postanowiłam sobie, że muszę zrobić coś tylko dla siebie. Po rocznej przerwie wznowiłam trening biegania. Mam nadzieję, że tym razem dam radę go zakończyć i w efekcie końcowym uda mi się przebiec 45 minut bez robienia przerwy na złapanie oddechu. Chcę również , aby Ala i Basia także spróbowały. Jest szansa, że im się spodoba. Jak na razie nasza aktywność fizyczna jest na bardzo niskim poziomie. Ja osobiście zawsze wolałam sięgnąć po książkę czy też szydełko i w ten sposób spędzać czas. Nigdy też nie należałam do osób, które ciągnie do sportu i wysiłku fizycznego ( tego akurat mam niemało w pracy ). Na dzień dzisiejszy pierwszy tydzień treningu mam zaliczony i jestem z tego tytułu usatysfakcjonowana. Mam nadzieję, że wytrwam i osiągnę zamierzony cel. 


Jako, że miałam tydzień urlopu udało się mi zrobić dwa łapacze snów. Biały dla mamy i żółty dla  Ali i Basi. Na zdjęciu biały nie jest jeszcze skończony, ale tylko dlatego, że mama postanowiła zrobić to sama.



niedziela, 8 marca 2020

Niezwykły Dzień Kobiet


Niezwykły Dzień Kobiet



Dnia 6.03.2020 w Gminnej Bibliotece w Niechlowie odbyło się się spotkanie, które mogę określić mianem niezwykłego. Pewnie jesteście ciekawi dlaczego? A dlatego, że było to spotkanie z niezwykłymi kobietami, które w bardzo interesujący sposób opowiedziały o swoich talentach i pasjach. 

Spotkanie owo połączone było z wystawą obrazów Aleksandry Anny Sikorskiej, którą można jeszcze oglądać do 19 marca, do czego bardzo zachęcam. O pracy twórczej Oli, opowiedziała jej mama (Anna Sikorska), ponieważ Ola sama nie mówi. Mała ośmioletnia artystka, o swoich odczuciach o otaczającym ją świecie, „mówi” malując. Są to niezwykłe obrazy, które przyciągają oko niezwykłą kolorystyką, a także fakturą. Miałam okazję wielokrotnie oglądać jej prace i za każdym razem jestem tak samo nimi oczarowana. Malowanie jest dla Oli także swego rodzaju formą terapii, ponieważ dziewczynka ma autyzm. Obrazy, które maluje można nie tylko oglądać na organizowanych w całej Polsce wystawach, ale również kupić. 






Anna Sikorska znana także jako Górowianka, opowiedziała w kilku słowach o swojej pasji, jaką jest blogowanie i co ją zmotywowało do działania i pisania o książkach. Przy okazji wspomnę, że to właśnie dzięki Ani również ja sama rozpoczęłam swoją przygodę z blogowaniem. To właśnie ona, pomogła mi ogarnąć „sprawy techniczne” i udzieliła wiele cennych wskazówek i rad gdy stawiałam pierwsze kroki w tej dziedzinie. Zresztą przez cały czas mogę liczyć na jej pomoc i wsparcie, za co serdecznie przy tej okazji jej dziękuję. Ale wracając do samej Ani. Dlaczego ona zaczęła pisać? Chciała w ten sposób zaspokoić potrzeby Oli, która uwielbiała i dalej uwielbia książki, które mama jej czyta. Po nawiązaniu współpracy z wydawnictwami stało się to łatwiejsze do ogarnięcia. W ten oto sposób powstał blog Górowianka, do którego odwiedzin zachęcam.







Kolejna niezwykła kobieta, która opowiedziała o sobie to Katarzyna Janus. Nie ukrywam, że bardzo się ucieszyłam z możliwości spotkania Pani Kasi, ponieważ jej twórczość literacka bardzo mnie urzekła. Pani Katarzyna, która z zawodu jest lekarzem ( cały czas jest aktywna zawodowo), pisze również książki. W bardzo interesujący sposób autorka opowiadała o tym, skąd biorą się jej pomysły na książki oraz o swych podróżach po świecie. Miejsca, które zwiedziła możemy poznać w jej książkach, ponieważ bohaterowie Pani Kasi również lubią podróżować. Dzięki temu możemy poznać niezwykłe i piękne miejsca, których nie znajdziemy w przewodnikach turystycznych. Polecam z całego serca wszystkim paniom, gdyż to do nich skierowana jest twórczość Katarzyny Janus, książki tejże autorki. 







Anna Lisowiec to osoba, która wprowadziła nas w świat poezji oraz opowiedziała o tym , co jej w duszy gra. Początkowo Pani Ania pisała do tzw. „szuflady”, po prostu sama dla siebie. Z czasem dojrzała do decyzji, o podjęciu próby wydania swoich wierszy. Znalazła wydawcę, który zgodził się zapoznać z jej twórczością, a w następstwie tego, wydać pierwszy tomik poezji, po którym powstały kolejne. Warto wspomnieć, że poetka napisała również utwory poetyckie nawiązujące tematycznie do obrazów Oli. W ten oto sposób powstał niezwykły i jedyny w Polsce tomik poezji ilustrowany obrazami pt. „Między palcami a ciszą kolory jej duszy się kołyszą”. Pisarka zdradziła nam, że pisze również bajki dla dzieci. 



Pani Marzena Myszorek podzieliła się z nami swoją pasją do fotografii. Podpowiedziała nam kilka trików, co zrobić, aby korzystnie wyjść na zdjęciu. Można było również obejrzeć zdjęcia, których jest autorką. Jeśli ktoś ma ochotę na profesjonalną sesję fotograficzną to szczerze polecam Panią Marzenę. Fotografia, to nie tylko jej praca ale również pasja, której oddaje się całą sobą. Na spotkaniu obecne były również Pani Barbara Stróżyk oraz Alicja Stróżyk, które powiedziały kilka słów na temat kosmetyków firmy AVON, a Pani Aneta Kizler owe kosmetyki prezentowała. Można było zapoznać się z różnymi zapachami i wybrać coś dla siebie.





Wymieniając wszystkie te niezwykłe kobiety nie mogę również zapomnieć o Paniach, które na co dzień pracują w bibliotece w Niechlowie i bardzo pięknie przygotowały całe spotkanie. Już wchodząc do biblioteki, można było poczuć cudowną atmosferę tego miejsca. Pięknie przygotowane stoliki zachwycały oczy. Dla każdej pani, która przybyła na spotkanie przygotowana była ręcznie robiona laurka z życzeniami z okazji Dnia Kobiet oraz piernikowe serduszka „Dla Super Kobietki”, które wykonane zostały przez Agnieszkę Ziobroniewicz.
Na koniec spotkania każda z pań została obdarowana drobnymi upominkami.








Uważam, że było to cudowne spotkanie, po którym czułam same pozytywne emocje. Było ciekawie, interesująco i wesoło. Naładowana pozytywną energią wracałam do domu z uśmiechem na ustach. Dlatego też życzę wszystkim Paniom z okazji ich święta więcej takich spotkań. 






Gminna Biblioteka w Niechlowie
Aleksandra Anna Sikorska
Katarzyna Janus
Anna Lisowiec
Anna Sikorska ( Górowianka )
Marzena Myszorek Fotografia
Barbara Stróżyk (AVON)
Alicja Stróżyk (AVON)
Aneta Kizler (AVON)

środa, 26 lutego 2020

Katarzyna Janus „Nigdy nie jest za późno”


Katarzyna Janus „Nigdy nie jest za późno”

 


„ ...radość musi być zrównoważona jakimś nieszczęściem. Wszechświat dąży do równowagi. Trochę szczęścia, trochę nieszczęścia. Trochę miłości, trochę nienawiści. Trochę bogactwa, trochę biedy. I tak w każdej dziedzinie.” (Katarzyna Janus „Nigdy nie jest za późno”)

Czas płynie nieubłaganie do przodu i pozostawia w tyle minione dni i wydarzenia. Z każdym dniem jesteśmy bogatsi o kolejne doświadczenia i przeżycia. Zamykają się za nami kolejne rozdziały, ale jednocześnie otwierają nowe. Czyste, białe, niezapisane strony, które sami wypełniamy. I tylko od nas zależy ich treść i zawartość. Niekiedy warto cofnąć się trochę do tyłu i przeanalizować popełnione błędy, aby kolejny raz ich nie powielić. Warto też czasami zatrzymać się na moment i zastanowić się, czego chcemy i pragniemy. Warto po prostu pomyśleć o sobie samym i próbować urealnić swoje marzenia. 



 „Nigdy nie jest za późno”, to kolejna powieść Katarzyny Janus, która mnie zauroczyła, a nawet wzruszyła. Główni bohaterowie powieści to Zuza i Maks. Zuza, kobieta po rozwodzie, która ma dorosłe już, ale jeszcze uczące się dzieci. Po rozwodzie jest również Maks, który dzieci nie ma, ale bardzo chciałby zostać ojcem. Ona jest lekarzem, on – biznesmenem. Oboje samotni. Pewnego dnia ich drogi na krótki moment krzyżują się. Po kilku dniach dochodzi do kolejnego przypadkowego, a zarazem niefortunnego spotkania. Po pierwszych niemiłych wrażeniach, Maks i Zuza zaczynają czuć do siebie wzajemną sympatię. Los jednak zakpił z obojga i ich drogi rozeszły się. Zuza powróciła do swoich obowiązków i domu, często jednak wspominała poznanego mężczyznę. Próbowała nawiązać z nim kontakt, lecz niestety bez powodzenia. Do kolejnego spotkania obojga, również nieplanowanego, dochodzi na wyspie Föhr, dokąd Zuza się udała. Nie skończyło się też na tym jednym, przypadkowym spotkaniu z Maksem. Ich znajomość rozwijała się i oboje czuli, że dzieje się pomiędzy nimi coś niezwykłego. Jednak jak to w życiu bywa, nie zawsze wszystko tak się układa, jak byśmy chcieli. Podobnie było w przypadku Zuzy i Maksa. Ciągle napotykali na różne przeszkody, które kładły się cieniem na ich związku. Życie Zuzy diametralnie się zmieniło. Zniknęła monotonność i przewidywalność, a zaczęły się pojawiać przeróżne niespodzianki, niekoniecznie przyjemne. Coś jednak nieodparcie ciągnęło ją do Maksa. Zuza zastanawiała się czego oczekuje od życia i czy miałoby to być życie u boku tegoż właśnie mężczyzny. Wątpliwości i pytania dopadają także Maksa. Zastanawia się, czy pragnie kolejnego związku i czy warto ryzykować. Dla obojga otwierają się drzwi, przez które przejdą, bądź pozostaną w dotychczasowym miejscu. Tylko od nich samych zależy, czy podejmą ryzyko i wspólnie stawią czoła nadchodzącym burzom.


Jak potoczą się losy Zuzy i Maksa, dowie się każdy, kto sięgnie po książkę „Nigdy nie jest za późno”. Powieść osadzona w realiach niemieckiej wyspy Föhr, na której życie toczy się zgodnie z nadchodzącymi przypływami i odpływami, czyta się bardzo przyjemnie. Siedząc na spokojnej plaży i obserwując morze, można zastanowić się nad własnym życiem lub po prostu odpocząć i cieszyć się chwilą. Wczuwając się w życie bohaterów , przekonujemy się o sile i mocy przyjaźni, która może pojawić z najmniej oczekiwanej strony. Katarzyna Janus pokazuje nam także, że serce ludzkie posiada ogromne zasoby miłości, którą można obdarować niejedno serce i serduszko. Jednak co najważniejsze, utwierdzamy się w przekonaniu, że zawsze warto walczyć o własne szczęście. Na taką walkę „Nigdy nie jest za późno”.

Wydawnictwo: NOVAE RES