sobota, 25 kwietnia 2020

Przemyślenia

Codzienność w dobie koronawirusa


Jak  tu żyć i funkcjonować?  A no jakoś trzeba. Po powrocie z pracy, albo przed jej rozpoczęciem trzeba ( albo i nie, jak kto uważa ) popracować z dziećmi i przerobić z nimi zadany na dany dzień materiał przesłany przez nauczycieli. Jestem w tej dobrej sytuacji, że mamy w domu babcię, która jest dla nas ogromnym wsparciem w tym nietypowym czasie. Pomaga zarówno przy lekcjach, jak i codziennych obowiązkach domowych. Dzięki temu jest mi dużo łatwiej. Nie ma też problemu z opieką nad dziewczynkami gdy wyruszam do pracy. Wsparciem jest również mąż, który po całym tygodniu nieobecności wraca do nas na weekend. Ogólnie rzecz biorąc nie powinnam zbytnio narzekać, jednak czas, który mogłam wcześniej poświęcić na swoje przyjemności znacznie się skurczył. Zdarzają się dni, kiedy to nie ma szans, aby wziąć książkę do ręki, a tym bardziej przeczytać choćby kilka stron. Nie wspomnę nawet o pisaniu recenzji. Jak już się znajdzie wolna chwila, to brakuje z kolei chęci i sił, by siąść do pisania. Całe szczęście, że możemy chociaż wyjść do lasu na spacer. Dziewczynki mają możliwość pozbycia się nadmiernej energii, a ja i mama odpoczywamy. Dobrotliwe działanie świeżego powietrza dodaje pozytywnej energii, a otaczająca nas przyroda, która cudownie budzi się do życia, pozwala wyciszyć się i zapomnieć na moment o utrudnieniach, jakie zgotował nam koronawirus. 


Minusem i to ogromnym ( przynajmniej dla mnie ) jest to, że córki nie chodzą do szkoły. I nie chodzi mi o to, że są cały dzień w domu. Widzę po prostu, że brakuje mi wiedzy, którą mają nauczyciele i nie potrafię w odpowiedni sposób wytłumaczyć tego, co powinny się nauczyć. Nie zmienia to faktu, że działamy i regularnie pracujemy. Mam nadzieję, że po powrocie do szkoły nie będą miały zbyt dużych braków. Czas pokaże. Staram się sprostać zaistniałej sytuacji, ale nie zawsze jest to łatwe i nie wygląda tak jakbym chciała. Cóż, taka, a nie inna rzeczywistość i trzeba się jakoś dostosować. Powoli małymi krokami idziemy do przodu. Czasem wolniej, czasem szybciej. Nie stoimy na szczęście w jednym miejscu. 


Kilka dni temu postanowiłam sobie, że muszę zrobić coś tylko dla siebie. Po rocznej przerwie wznowiłam trening biegania. Mam nadzieję, że tym razem dam radę go zakończyć i w efekcie końcowym uda mi się przebiec 45 minut bez robienia przerwy na złapanie oddechu. Chcę również , aby Ala i Basia także spróbowały. Jest szansa, że im się spodoba. Jak na razie nasza aktywność fizyczna jest na bardzo niskim poziomie. Ja osobiście zawsze wolałam sięgnąć po książkę czy też szydełko i w ten sposób spędzać czas. Nigdy też nie należałam do osób, które ciągnie do sportu i wysiłku fizycznego ( tego akurat mam niemało w pracy ). Na dzień dzisiejszy pierwszy tydzień treningu mam zaliczony i jestem z tego tytułu usatysfakcjonowana. Mam nadzieję, że wytrwam i osiągnę zamierzony cel. 


Jako, że miałam tydzień urlopu udało się mi zrobić dwa łapacze snów. Biały dla mamy i żółty dla  Ali i Basi. Na zdjęciu biały nie jest jeszcze skończony, ale tylko dlatego, że mama postanowiła zrobić to sama.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz